Portal Społecznościowy Klubu "Chimera" Kędzierzyna-Koźla
God of RPG
Jack Martin:
Mężczyźni spoważnieli.
- Współczujemy ci z powodu przyjaciela ale nie za bardzo mamy tobie w czym pomóc. – Zaczął ten po prawej. – Poza kilkoma plotkami o tym jakoby kapitan wraz z resztą załogi zaprzedali dusze diabłu nie potrafimy powiedzieć nic więcej. Przypuszczam, że żaden z obecnych tutaj marynarzy nie potrafiłby odpowiedzieć ci czegoś bardziej konkretnego. Chociaż może Gary. . . –
- Niestety znaleźć tego gościa jest cholernie trudno. - Wtrącił się w zdanie ten naprzeciwko Jack`a. – Można powiedzieć, że to nie ty go znajdujesz lecz on ciebie. Faktem jest, że on najprawdopodobniej potrafiłby ci pomóc. Ludzie mówią, że swojego czasu pływał na tej przeklętej łajbie. –
Dante Capone:
Słysząc ostatnie zdanie Marti zbladł jak ściana.
- Rozkaz szefie. Już się za to zabieram. –
Wymamrotał .Obrócił się i wyszedł z gabinetu zamykając za sobą drzwi. Pozostawiając młodego gangstera samego.
Ostatnio edytowany przez Darth Misiekh (2010-04-15 21:32:58)
Offline
Jack Martin
- Tajemniczy Gary, hmm? - spoglądał na nich chwilę. Zastanawiał czy mówią prawdę czy po prostu karmią go bzdurami. Ale on wiedział. Wiedział, że nie ma takiego czegoś jak bzdury. Już nie. - Dziękuje wam, panowie. Pomyślnych wiatrów. - po tych słowach skinął głową i odszedł od stołu. Chciał już mieć spokój z tym wszystkim. Czas odpocząć. Wyszedł z baru.
Los nie dał mu jednak spokoju. Szedł po uliczkach Nowego Jorku kierując się do domu, gdy nagle został oślepiony. Światło samochodu zaparkowanego w uliczce w którą miał skręcić Jack, niemiłosiernie uderzało go w oczy. Złapał się za pierś. Nie był to zawał. Trzymał rękę na pulsie. Na pistolecie. Drugą ręką zasłaniał samochód próbując zobaczyć twarzy osób, które do niego się odezwały.
- Jack Martin, jak mnie mam? - jeden z dwóch osobników koło samochodu mówił do niego. Nie był zadowolony z tego co się stanie.
- Tak. Kim jesteście?
- Pan Dante chciałby z panem zamienić kilka słów.
- Dante Capone? Heh... tego mi jeszcze brakowało. Możecie mu powiedzieć, aby do mnie przyszedł? Czuje się bezpieczniej w domu... niż w samym środku roju.
Offline
Dante Capone
Położył gazetę na biurku , wyciągnął z barku szklankę i butelkę whisky.
Nalał sobie 1/4 i zaczął dostojnie popijać. Podszedł do okna.
-Ahh...Za każdym razem kiedy patrzę przez okno napawa mnie to
wspaniałe uczucie , że to miasto jest moje , nie burmistrza , nie posłów
ani senatorów , którzy trudzą się o to by zyskać głosy wyborców.
Nie policjantów , którzy pilnują tu względnego porządku a za plecami
uczciwych obywateli maczają palce w intrygach i korupcji. Miasto należy
do mnie , do człowieka , który wraz z rodziną zbudował potęgę mafijną
i finansową , śmieję się tym wszystkim w twarz , którzy ledwo wiążą
koniec z końcem gdy ja mogę kąpać się w forsie. Gardzę nimi. Jedno
kiwnięcie mojego małego palca u nogi a gmach sądu federalnego
na Manhattanie stanie w płomieniach. To ja decyduję kto w tym mieście
się bogaci a kto śpi pod mostem. A ci wszyscy głupi ludzie myślą , że
wybierając władzę , decydują o przyszłości swojej dzielnicy , miasta ,
kraju.
W tym miejscu zaczął bardzo szyderczo się śmiać. Śmiech ten przeraziłby
niejednego , ziało od niego zło i chęć władzy , zawładnięcia innymi. Ciągle
stojąc przy oknie , rozłożył ręce tak jakby miał prawić kazanie. Zamknął
oczy , wzdechnął i napawał się światłem słońca , które w jego mniemaniu
należało do niego. Miał obsesję , kochał władać i rządzić , na drodze do
JEGO "amerykańskiego snu" nie mógł stanąć teraz nikt. To on rozdawał
karty. Jednak było jeszcze COŚ , co kompletnie gdzieś miało jego władzę
i przywileje. Coś co tamtego dnia nie oszczędziło jego podwładnych. Coś
co patrzyło się na Dantego czterema czarnymi ślepiami.
-No panie Jacku Martinie , jest tylko jedna rzecz , która może mi
przeszkodzić i to właśnie pan mi pomoże w jej unicestwieniu!
Offline
God of RPG
Jack Martin:
- Obawiam się, że nie będzie to możliwe. Pan Dante jednoznacznie powiedział, że ma pan jechać z nami. – odpowiedział nieznajomy. - Więc proszę nie utrudniać panie Martin i spokojnie wsiąść z nami do samochodu, a nikomu nic złego się nie stanie. -
Offline
Jack Martin
Offline
Dante Capone
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-04-17 22:04:22)
Offline
Jack Martin
Otworzył szerzej oczy widząc gazetę opisującą mord jego rodziny. Wszyscy wskazywali, że jest szaleńcem i trzeba go do psychiatryka wsadzić. Cudem uniknął kary.
- Dobrze, panie Capone. Ma pan moje uszy...
Offline
Dante Capone
Offline
Jack Martin
- To nie jest coś co można zastrzelić... tak mi się wydaje. Sądzę, że to przerasta mnie... pana... i całą rodzinę Capone. W czasie gdy pan chce się zemścić za przyjaciół. Pan się zatrzyma kiedy będzie niebezpiecznie. Ja pójdę choćby do samego Lucyfera, aby widzieć tego stwora nieżyjącego. - chwilę dał Dantemu, ale od razu zapytał. - Poświęciłby pan swoje życie, aby się tego pozbyć? Bo jak nie... to może pan tylko mi pomóc, a nie ja panu.
Offline
Dante Capone
Offline
Dante Capone
Offline
Jack Martin
Nic się nie napił wolał mieć trzeźwy umysł. Trochę potrwała podróż. Znaleźli się pod blokiem Jacka. Dante ruszył dwoma dryblasami za Jackiem. Nikogo na szczęście o tak później porze nie było na korytarzach.
Przed drzwiami stanęli ludzie Dantego, w czasie gdy Jack i on siedzieli w środku. Dante właśnie kończył przeglądanie wycinków gazet, które Jack mu dostarczył. Nawet opowiedział mu o wypadku pod redakcją.
Offline